Mourning [A] BLKstar –
The Cycle
Mourning [A] BLKstar to siedmioosobowy (w tym troje wokalistów!) kolektyw, który sam siebie określa „amalgamatem Czarnej Kultury”. Określenie całkiem trafne, bo na pytanie, co oni tak właściwie grają, najlepszą odpowiedzią będzie po prostu „czarną muzykę”.
Na „The Cycle” dostajemy
wszystkiego po trochu – trochę gospel, trochę soul, trochę rap
(ale tylko w warstwie muzycznej, nikt tu nie rapuje), trochę
psychodelii, a wszystko przyprawione potężnym groovem i odrobinę
reggae'owym wajbem sekcji dętej. Kto się jednak spodziewa nawałnicy
czarnych bangerów i muzyki do tańca ruszającej dupsko, będzie
zawiedziony. Ten przydługi (mamy 2020, kto nagrywa płyty
zawierające 18 kawałków?) materiał płynie sobie spokojnie i
przyspiesza rzadko – najbardziej chyba w „Whom the Bell Tolls”,
który przecież i tak trudno nazwać parkietowym wymiataczem.
Ciężkie, brudne bębny (posłuchajcie choćby tych w „If I Can If
I May” albo „4 Days”, no przecież to jest samo mięso) raczej
masują głowę niż zapraszają na imprezę, syntezatory wyją
przeciągle zamiast wyginać się w feerie dźwięków, a wokaliści
brzmią, jakby byli permanentnie ujarani. To w sumie podpowiada chyba
docelowe zastosowanie dla tego CD.
Relatywnie najmniej ciekawe są
momenty, w których zespół idzie w minimalizm albo jakąś
delikatną psychodelę, ale szczęśliwie takich odlotów nie ma zbyt
wiele, zresztą zdziwiłbym się, jakby na godzinnej płycie podobało
mi się wszystko od początku do końca. Jeśli jesteś fanem czarnej
muzyki, kiwania głową do staroszkolnego rapu i akurat chcesz sobie
wrzucić na słuchawki coś relaksującego, to czym prędzej
zakoleguj się z „The Cycle”.
Posłuchaj sobie:
Mourning [A] BLKstar – If I Can If IMay
Mourning [A] BLKstar – Mist :: Missed
Karian – Przeboje lat 90
Co ja poradzę, uwielbiam materiały uderzające w nostalgiczne nuty. „Przeboje lat 90” Kariana są zaś nostalgiczne aż do przesady, a raper ze swoją fiksacją na punkcie dekady Spice Girls jest tyleż sympatyczny, co pocieszny.
Pocieszne jest też pisanie Karola –
zwykle o duperelach, pozbawione przekleństw, za to z niesłychaną
liczbą zdrobnień, słodyczy i sformułowań rodem ze słownika
przedszkolaka. Wrażenie pływania w przesłodzonym kisielu potęguje
wysoki, dziecięcy głosik Kariana. Ale wiecie co? Podoba mi się to
wszystko. Na pewno trzeba pochwalić rapera, że jest JAKIŚ i
wyróżnia się z tłumu młodych artystów.
Melodie Kariana to często trafienia –
refren z „Daj się karnąć” chodzi mi po głowie od stycznia
2020 i w styczniu 2030 będzie pewnie nadal chodził, te z „Bravo”
czy „Karteczek” są podobnie uzależniające. Z kolei bity (na
pokładzie 6.luty, Koke fin, Lackluster, Neshovski, Kickstar, Last
Rose, Faded Dollars i NoTime) trochę zachowują się, jakby ich nie
było – mam wrażenie, że składają się z samych teł. Dużo tu
rozmytych, pasażowych dźwięków granych przeważnie przez gitary
lub syntezatory. Nawet klubowa pulsacja we wspomnianych „Karteczkach”
brzmi, jakby chciała się już zawinąć do domu. Jest spokojnie –
nawet w tych szybszych momentach – jest kameralnie, jest, a jakże,
nostalgicznie i miejscami wręcz smutnawo (otwierający projekt
„Kaseciak”).
Tak jak wszyscy narzekam czasem na
nużącą jednakowość młodych raperów i tak jak wszyscy płonę z
zajawki znajdując w tym gronie wyróżniające się jednostki. Do
tej szuflady z oryginałami właśnie dołączył Karian ze swoją
dziecinną manierą (w drugiej zwrotce „Skąd klikasz” słychać,
że się uśmiecha przed mikrofonem. Czaicie? Słychać, że się
UŚMIECHA.) i łbem do hooków. Jak się przy okazji następnego
albumu uzbroi w trochę bardziej charakterne bity, to nie będzie co
zbierać.
Posłuchaj sobie:
Karian – Daj się karnąć
Karian – Kaseciak
Jot – Wiosna 2020
Ach, stary, dobry Jot. Jak zapominasz, co to znaczy STYL, to odpalasz Jota i już pamiętasz.
Niewprawnemu obserwatorowi
rapowej sceny może się wydawać, że po ostatnim solowym legalu
sprzed dekady Jot wydawniczo zapadł się pod ziemię. O tym, jak
bardzo takie twierdzenie byłoby spudłowane, można się przekonać
wchodząc na jego kanał na YT. Gość wypuszcza niesamowite ilości
muzyki, a do tego regularnie podsumowuje działalność zamykając
numery w album. Album, dodajmy, stuprocentowo solowy – nie
zawierający featów i samodzielnie wyprodukowany.
„Wiosna 2020” jest takim
właśnie albumem, podobnym zresztą do poprzedzających go „Lato
2019” i „20172018”. Odpalam pierwszy kawałek i znów czuję
się, jakbym wpadł do dobrego znajomego – wita mnie znana fuzja
delikatnie plastikowej, akustycznej gitary i pianinka w tle. To
trochę zarzut, ale nie do końca. Nie umiem się gniewać na tę
produkcję pomimo jej prostoty i jednostajności, bo taka jest
beztroska, radosna, wiosenna właśnie. Każe otworzyć okno,
zaciągnąć się świeżym powietrzem, wyjść na balkon, odpalić
piwo, celebrować chwilę. A poza tym – jak trafia się taki
hicior, jak „Barry Allen”, to naprawdę nie wolno narzekać.
Pod kątem rapowym Jot jest
jak profesor, który doskonale wie, jak ma brzmieć i wie, jak to
osiągnąć. Popisy, podśpiewywanie, pstrokaciznę w nawijce
zostawia świeżo upieczonym magistrom – sam rapuje pewnie, miękko,
flow klei się do bitów i do ucha, a kiwać głową można by do
samych podbić i dopowiedzeń. Ej dobra, kończę już ten artykuł i
wychodzę na długi spacer z „Wiosną 2020” na słuchawkach, bo
mnie rozniesie, jak nie ruszę dupy z kwadratu.
Posłuchaj sobie:
Jot – Barry Allen
Jot – Uczę się chodzić
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz